Dziś przedłużamy umowę na wynajem mieszkania. To znaczy mamy nadzieję, że właścicielka nie wyskoczy z kolejną niespodzianką i będzie ją można przedłużyć. W związku z tym musimy jechać do moich rodziców po telewizor właścicielki, który wywieźliśmy tam dobre pół roku temu, bo nam zawalał miejsce. Dobrze, że B. się o tym wczoraj przypomniało, bo kobieta mogłaby się trochę zdziwić, że go nie ma.
Okazało się, że nie lecimy do Norwegii, bo Wizzair odwołał nasz lot. Proponowali nam inny dwa dni wcześniej, ale to się nam wcale nie opłaca, więc papa Norwegio, do zobaczenia za rok.
Lecę sprzątać mieszkanie, żeby właścicielka nie miała się do czego przyczepić i nie mogła nas wyrzucić.
Stwory dwa
poniedziałek, 23 lipca 2012
poniedziałek, 16 lipca 2012
Słomiana wdowa...
... będzie ze mnie niedługo, bo B. na miesiąc do Stanów leci... Smutno trochę, ale on chce, więc nie ma rady. Znów przegapi moją obronę, bo mam nadzieję, że będę się bronić w tym czasie.
W weekend znów piekliśmy pizzę, ciasto tak wyrosło, że mało nie uciekło z miski. Chyba chciało zapanować nad światem. Tym razem piekłam krócej i wyżej w piekarniku i wyszła idealna.
W weekend znów piekliśmy pizzę, ciasto tak wyrosło, że mało nie uciekło z miski. Chyba chciało zapanować nad światem. Tym razem piekłam krócej i wyżej w piekarniku i wyszła idealna.
niedziela, 8 lipca 2012
No to pojechał.
Rok minął, szybko zleciało. O 6 rano dostałam bukiet goździków. Kupił wczoraj, ukrył w szafie, zaskoczenie było.
Wczorajsza pizza wyszła, tylko przez nasz piekarnik bez termometru przypalił się spód. Ja obskrobałam, B. jadł, aż mu się uszy trzęsły. Kolejna próba w sobotę, bo przyjeżdżają rodzice B... Tak jakoś wyszło... Ale teraz już chyba go zagonię do zagniatania ciasta, bo ja mam za słabe ręce na taką robotę.
Wybieram się na zakupy, może jakaś sukienka się trafi.
Rok minął, szybko zleciało. O 6 rano dostałam bukiet goździków. Kupił wczoraj, ukrył w szafie, zaskoczenie było.
Wczorajsza pizza wyszła, tylko przez nasz piekarnik bez termometru przypalił się spód. Ja obskrobałam, B. jadł, aż mu się uszy trzęsły. Kolejna próba w sobotę, bo przyjeżdżają rodzice B... Tak jakoś wyszło... Ale teraz już chyba go zagonię do zagniatania ciasta, bo ja mam za słabe ręce na taką robotę.
Wybieram się na zakupy, może jakaś sukienka się trafi.
sobota, 7 lipca 2012
Co nowego
Magisterka pisze się baaardzo powoli i ociężale. Zwłaszcza przy temperaturze 36 stopni w cieniu. Ale coś drgnęło, więc może jakoś pójdzie.
Mam nadzieję, że uda mi się załapać na pracę na zastępstwo w przedszkolu. Za zdrowie pani Asi i jej dziecka!
Spontaniczny pomysł lotu do Norwegii nabrał rozpędu, bilety na samolot nabyte, trzeba jeszcze zarezerwować hobbicią chatkę, mam nadzieję, że będzie miejsce, bo inaczej to chyba śpimy na lotnisku.
Euroszał minął, ale cieszę się, że udało nam się być w strefie kibica (a raczej pod nią, bo się nie zmieściliśmy do środka) na meczu Polska - Czechy i poczuć atmosferę.
B. w poniedziałek wyjeżdża na konferencję, cwaniaczek, akurat w rocznicę ślubu :P
A jutro piekę pierwszą w życiu pizzę, mam nadzieję, że wyjdzie.
Mam nadzieję, że uda mi się załapać na pracę na zastępstwo w przedszkolu. Za zdrowie pani Asi i jej dziecka!
Spontaniczny pomysł lotu do Norwegii nabrał rozpędu, bilety na samolot nabyte, trzeba jeszcze zarezerwować hobbicią chatkę, mam nadzieję, że będzie miejsce, bo inaczej to chyba śpimy na lotnisku.
Euroszał minął, ale cieszę się, że udało nam się być w strefie kibica (a raczej pod nią, bo się nie zmieściliśmy do środka) na meczu Polska - Czechy i poczuć atmosferę.
B. w poniedziałek wyjeżdża na konferencję, cwaniaczek, akurat w rocznicę ślubu :P
A jutro piekę pierwszą w życiu pizzę, mam nadzieję, że wyjdzie.
czwartek, 1 grudnia 2011
Placek
Upiekłam placek z jabłkami.Pycha.
4 jajka, 1 szklanka cukru, 3/4 szklanki oleju, 2 szklanki mąki, 1 łyżeczka sody, 1 łyżeczka proszku do pieczenia, 1 łyżeczka cynamonu, 5 jabłek obranych i pokrojonych w kostkę. Wszystko wlać do dużej blachy, piec w 180 stopniach (na oko, nasz piekarnik nie ma termometru...) przez godzinę, posypać cukrem pudrem. Niam.
Jeden z sąsiadów od tygodnia ćwiczy karaoke. Sam. Forever alone... Muszę namierzyć który to i wrzucić mu do skrzynki liścik, że nie umie śpiewać. Dziś śpiewa z nim jeszcze jakaś dziewczyna. Wyrabia się chłopak.
Przedwczoraj mieliśmy księdza po kolędzie. 29 listopada :/
Kupiłam kropidło, ale wody święconej nie mieliśmy. Ksiądz wyprodukował na miejscu z przegotowanej, którą do spodeczka nalałam przy nim (bo wcześniej zapomniałam) ze szklanego dzbanka. B. mówi, że dobrze, że nie z czajnika. Zapomniałam też położyć kopertę z pieniędzmi, więc w połowie wizyty wpadliśmy z B.w lekki popłoch. Na szczęście do księdza akurat zadzwonił organista, więc ewakuowaliśmy się do drugiego pokoju porywając po drodze plik kartek świątecznych, żeby zdobyć kopertę, zapakowaliśmy do niej 50 zł i było super. Do czasu, aż po wyjściu księdza zorientowałam się, że nie zapaliłam świec...
4 jajka, 1 szklanka cukru, 3/4 szklanki oleju, 2 szklanki mąki, 1 łyżeczka sody, 1 łyżeczka proszku do pieczenia, 1 łyżeczka cynamonu, 5 jabłek obranych i pokrojonych w kostkę. Wszystko wlać do dużej blachy, piec w 180 stopniach (na oko, nasz piekarnik nie ma termometru...) przez godzinę, posypać cukrem pudrem. Niam.
Jeden z sąsiadów od tygodnia ćwiczy karaoke. Sam. Forever alone... Muszę namierzyć który to i wrzucić mu do skrzynki liścik, że nie umie śpiewać. Dziś śpiewa z nim jeszcze jakaś dziewczyna. Wyrabia się chłopak.
Przedwczoraj mieliśmy księdza po kolędzie. 29 listopada :/
Kupiłam kropidło, ale wody święconej nie mieliśmy. Ksiądz wyprodukował na miejscu z przegotowanej, którą do spodeczka nalałam przy nim (bo wcześniej zapomniałam) ze szklanego dzbanka. B. mówi, że dobrze, że nie z czajnika. Zapomniałam też położyć kopertę z pieniędzmi, więc w połowie wizyty wpadliśmy z B.w lekki popłoch. Na szczęście do księdza akurat zadzwonił organista, więc ewakuowaliśmy się do drugiego pokoju porywając po drodze plik kartek świątecznych, żeby zdobyć kopertę, zapakowaliśmy do niej 50 zł i było super. Do czasu, aż po wyjściu księdza zorientowałam się, że nie zapaliłam świec...
piątek, 23 września 2011
Porządki
Właśnie skończyłam robić sok malinowy. Jeden z dwóch. Drugi stoi na parapecie i czeka na swoją kolej. Mam nadzieję, że wszystko z nimi będzie ok, bo to moje pierwsze własnoręcznie robione przetwory i coś czuję, że jak urośnie na nich futro, to będą też ostatnie.
W naszym mieszkaniu rzeczy cały czas szukają swojego miejsca. Ciągle coś zmieniam i przestawiam, próbując ogarnąć to wszystko na niewielkiej przestrzeni. Dziś upchnęłam masę małych pudełek po różnych różnościach do jednego wielkiego pudła po odkurzaczu. Zalega teraz na szafie i trochę straszy, ale nie ma gdzie go schować...
Potrzebuję szafki do kuchni. Nie mieszczą mi się wszystkie graty do gotowania, kakao stoi smętnie i czeka na swoje miejsce. Trzeba się wybrać na zakupy i nabyć szafkę wiszącą (na stojącą już absolutnie nie ma miejsca).
W naszym mieszkaniu rzeczy cały czas szukają swojego miejsca. Ciągle coś zmieniam i przestawiam, próbując ogarnąć to wszystko na niewielkiej przestrzeni. Dziś upchnęłam masę małych pudełek po różnych różnościach do jednego wielkiego pudła po odkurzaczu. Zalega teraz na szafie i trochę straszy, ale nie ma gdzie go schować...
Potrzebuję szafki do kuchni. Nie mieszczą mi się wszystkie graty do gotowania, kakao stoi smętnie i czeka na swoje miejsce. Trzeba się wybrać na zakupy i nabyć szafkę wiszącą (na stojącą już absolutnie nie ma miejsca).
wtorek, 20 września 2011
Bezpieczeństwo przede wszystkim
Wczoraj w całym bloku była kontrola instalacji gazowych i wentylacyjnych. Byłam w domu sama, B. jeszcze w pracy. Najpierw przyszedł pan od gazu, wyglądał jak miły wujek. Posprawdzał, czy gaz się nigdzie nie ulatnia i poszedł. Potem przyszli kominiarze. Dwaj. Jeden kolejny "miły wujek", a drugi może ze 26 lat, jedna połowa głowy ostrzyżona na max 1 cm, na drugiej włosy za ramiona (a w sumie za jedno ramię) i kolczyk w dolnej wardze. Z dzieciństwa inaczej pamiętam wygląd kominiarza... Koleś poprzykładał do kratek coś, co wyglądało jak wiatraczek od komputera na patyku (B. mówi, że wcale by się nie zdziwił jakby to naprawdę był wiatraczek od komputera) i sprawdzał, czy się kręci. Się kręci. W kuchni tylko trochę słabo, bo podobno zakurzona jakaś siatka w kratce. Mamy wyczyścić. Dodatkowo mamy wydłubać gazety, które poprzedni lokatorzy upchali w kanale wentylacyjnym w przedpokoju i wymienić rurę odprowadzającą spaliny z piecyka, bo jest nieszczelna. Panowie zalecili to po tym, jak im powiedziałam, że w wentylacji są gazety i rura radośnie lata na wszystkie strony. B. się spytał po powrocie, co w takim razie oni robią. Wychodzi na to, że niewiele.
Z kominiarzami to już drugie spotkanie w tym mieszkaniu. W niedzielę stoimy z B. w łazience, rozmawiamy, ja suszę włosy. Nagle słychać pukanie do drzwi. Patrzymy po sobie, nikt nikogo nie zapraszał, no ale nic. B. wyszedł z łazienki, ja zamknęłam się w niej, bo byłam w lekkim negliżu. Potem B. opowiedział, że otworzył drzwi, a tam kominiarz oparty o futrynę. Spojrzał na B. i poważnym tonem zapytał: Rodzice w domu? ... B. ma 24 lata... Tak to go rozbawiło, że aż dał kominiarzowi 5zł za kalendarz, który tamten mu wręczył.
Oboje wyglądamy młodo. Standardowo B. jest pytany o dowód przy kupowaniu piwa. Ostatnio pani w kasie przerzuca nasze zakupy, doszła do piwa, zmierzyła nas wzrokiem i podejrzliwie zapytała: A czy ja mogę to panu sprzedać? Krótka odpowiedź B. "Może pani" nie wystarczyła. Dowód skontrolowany. Chociaż już coraz częściej wystarczy, że przy podawaniu butelek błyśnie obrączką.
Od wczoraj kontrolujemy nasze wydatki. B. wyszperał w internecie stronę, na której można prowadzić budżet rodzinny. Wygląda to średnio (nie strona, tylko nasz budżet), ale damy radę.
Niedługo czekają nas mini wakacje, B. jedzie z pracy na konferencję do Paryża i tak to załatwiamy, żebym pojechała z nim. Jemu za wszystko praca zwróci, więc cały wyjazd będzie nas kosztował tyle, co mój lot i jedzenie, warto skorzystać. Zwłaszcza, że wiele muzeów paryskich wpuszcza za darmo mieszkańców UE, którzy nie skończyli jeszcze 26 lat. Tak więc B. na konferencjach, a ja cały dzień w Luwrze. Mamy nadzieję wjechać razem na Wieżę Eiffl'a, może w październiku kolejki nie będą tak zabójcze, jak w wakacje.
Z kominiarzami to już drugie spotkanie w tym mieszkaniu. W niedzielę stoimy z B. w łazience, rozmawiamy, ja suszę włosy. Nagle słychać pukanie do drzwi. Patrzymy po sobie, nikt nikogo nie zapraszał, no ale nic. B. wyszedł z łazienki, ja zamknęłam się w niej, bo byłam w lekkim negliżu. Potem B. opowiedział, że otworzył drzwi, a tam kominiarz oparty o futrynę. Spojrzał na B. i poważnym tonem zapytał: Rodzice w domu? ... B. ma 24 lata... Tak to go rozbawiło, że aż dał kominiarzowi 5zł za kalendarz, który tamten mu wręczył.
Oboje wyglądamy młodo. Standardowo B. jest pytany o dowód przy kupowaniu piwa. Ostatnio pani w kasie przerzuca nasze zakupy, doszła do piwa, zmierzyła nas wzrokiem i podejrzliwie zapytała: A czy ja mogę to panu sprzedać? Krótka odpowiedź B. "Może pani" nie wystarczyła. Dowód skontrolowany. Chociaż już coraz częściej wystarczy, że przy podawaniu butelek błyśnie obrączką.
Od wczoraj kontrolujemy nasze wydatki. B. wyszperał w internecie stronę, na której można prowadzić budżet rodzinny. Wygląda to średnio (nie strona, tylko nasz budżet), ale damy radę.
Niedługo czekają nas mini wakacje, B. jedzie z pracy na konferencję do Paryża i tak to załatwiamy, żebym pojechała z nim. Jemu za wszystko praca zwróci, więc cały wyjazd będzie nas kosztował tyle, co mój lot i jedzenie, warto skorzystać. Zwłaszcza, że wiele muzeów paryskich wpuszcza za darmo mieszkańców UE, którzy nie skończyli jeszcze 26 lat. Tak więc B. na konferencjach, a ja cały dzień w Luwrze. Mamy nadzieję wjechać razem na Wieżę Eiffl'a, może w październiku kolejki nie będą tak zabójcze, jak w wakacje.
Subskrybuj:
Posty (Atom)