Wczoraj w całym bloku była kontrola instalacji gazowych i wentylacyjnych. Byłam w domu sama, B. jeszcze w pracy. Najpierw przyszedł pan od gazu, wyglądał jak miły wujek. Posprawdzał, czy gaz się nigdzie nie ulatnia i poszedł. Potem przyszli kominiarze. Dwaj. Jeden kolejny "miły wujek", a drugi może ze 26 lat, jedna połowa głowy ostrzyżona na max 1 cm, na drugiej włosy za ramiona (a w sumie za jedno ramię) i kolczyk w dolnej wardze. Z dzieciństwa inaczej pamiętam wygląd kominiarza... Koleś poprzykładał do kratek coś, co wyglądało jak wiatraczek od komputera na patyku (B. mówi, że wcale by się nie zdziwił jakby to naprawdę był wiatraczek od komputera) i sprawdzał, czy się kręci. Się kręci. W kuchni tylko trochę słabo, bo podobno zakurzona jakaś siatka w kratce. Mamy wyczyścić. Dodatkowo mamy wydłubać gazety, które poprzedni lokatorzy upchali w kanale wentylacyjnym w przedpokoju i wymienić rurę odprowadzającą spaliny z piecyka, bo jest nieszczelna. Panowie zalecili to po tym, jak im powiedziałam, że w wentylacji są gazety i rura radośnie lata na wszystkie strony. B. się spytał po powrocie, co w takim razie oni robią. Wychodzi na to, że niewiele.
Z kominiarzami to już drugie spotkanie w tym mieszkaniu. W niedzielę stoimy z B. w łazience, rozmawiamy, ja suszę włosy. Nagle słychać pukanie do drzwi. Patrzymy po sobie, nikt nikogo nie zapraszał, no ale nic. B. wyszedł z łazienki, ja zamknęłam się w niej, bo byłam w lekkim negliżu. Potem B. opowiedział, że otworzył drzwi, a tam kominiarz oparty o futrynę. Spojrzał na B. i poważnym tonem zapytał: Rodzice w domu? ... B. ma 24 lata... Tak to go rozbawiło, że aż dał kominiarzowi 5zł za kalendarz, który tamten mu wręczył.
Oboje wyglądamy młodo. Standardowo B. jest pytany o dowód przy kupowaniu piwa. Ostatnio pani w kasie przerzuca nasze zakupy, doszła do piwa, zmierzyła nas wzrokiem i podejrzliwie zapytała: A czy ja mogę to panu sprzedać? Krótka odpowiedź B. "Może pani" nie wystarczyła. Dowód skontrolowany. Chociaż już coraz częściej wystarczy, że przy podawaniu butelek błyśnie obrączką.
Od wczoraj kontrolujemy nasze wydatki. B. wyszperał w internecie stronę, na której można prowadzić budżet rodzinny. Wygląda to średnio (nie strona, tylko nasz budżet), ale damy radę.
Niedługo czekają nas mini wakacje, B. jedzie z pracy na konferencję do Paryża i tak to załatwiamy, żebym pojechała z nim. Jemu za wszystko praca zwróci, więc cały wyjazd będzie nas kosztował tyle, co mój lot i jedzenie, warto skorzystać. Zwłaszcza, że wiele muzeów paryskich wpuszcza za darmo mieszkańców UE, którzy nie skończyli jeszcze 26 lat. Tak więc B. na konferencjach, a ja cały dzień w Luwrze. Mamy nadzieję wjechać razem na Wieżę Eiffl'a, może w październiku kolejki nie będą tak zabójcze, jak w wakacje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz