Upiekłam placek z jabłkami.Pycha.
4 jajka, 1 szklanka cukru, 3/4 szklanki oleju, 2 szklanki mąki, 1 łyżeczka sody, 1 łyżeczka proszku do pieczenia, 1 łyżeczka cynamonu, 5 jabłek obranych i pokrojonych w kostkę. Wszystko wlać do dużej blachy, piec w 180 stopniach (na oko, nasz piekarnik nie ma termometru...) przez godzinę, posypać cukrem pudrem. Niam.
Jeden z sąsiadów od tygodnia ćwiczy karaoke. Sam. Forever alone... Muszę namierzyć który to i wrzucić mu do skrzynki liścik, że nie umie śpiewać. Dziś śpiewa z nim jeszcze jakaś dziewczyna. Wyrabia się chłopak.
Przedwczoraj mieliśmy księdza po kolędzie. 29 listopada :/
Kupiłam kropidło, ale wody święconej nie mieliśmy. Ksiądz wyprodukował na miejscu z przegotowanej, którą do spodeczka nalałam przy nim (bo wcześniej zapomniałam) ze szklanego dzbanka. B. mówi, że dobrze, że nie z czajnika. Zapomniałam też położyć kopertę z pieniędzmi, więc w połowie wizyty wpadliśmy z B.w lekki popłoch. Na szczęście do księdza akurat zadzwonił organista, więc ewakuowaliśmy się do drugiego pokoju porywając po drodze plik kartek świątecznych, żeby zdobyć kopertę, zapakowaliśmy do niej 50 zł i było super. Do czasu, aż po wyjściu księdza zorientowałam się, że nie zapaliłam świec...
czwartek, 1 grudnia 2011
piątek, 23 września 2011
Porządki
Właśnie skończyłam robić sok malinowy. Jeden z dwóch. Drugi stoi na parapecie i czeka na swoją kolej. Mam nadzieję, że wszystko z nimi będzie ok, bo to moje pierwsze własnoręcznie robione przetwory i coś czuję, że jak urośnie na nich futro, to będą też ostatnie.
W naszym mieszkaniu rzeczy cały czas szukają swojego miejsca. Ciągle coś zmieniam i przestawiam, próbując ogarnąć to wszystko na niewielkiej przestrzeni. Dziś upchnęłam masę małych pudełek po różnych różnościach do jednego wielkiego pudła po odkurzaczu. Zalega teraz na szafie i trochę straszy, ale nie ma gdzie go schować...
Potrzebuję szafki do kuchni. Nie mieszczą mi się wszystkie graty do gotowania, kakao stoi smętnie i czeka na swoje miejsce. Trzeba się wybrać na zakupy i nabyć szafkę wiszącą (na stojącą już absolutnie nie ma miejsca).
W naszym mieszkaniu rzeczy cały czas szukają swojego miejsca. Ciągle coś zmieniam i przestawiam, próbując ogarnąć to wszystko na niewielkiej przestrzeni. Dziś upchnęłam masę małych pudełek po różnych różnościach do jednego wielkiego pudła po odkurzaczu. Zalega teraz na szafie i trochę straszy, ale nie ma gdzie go schować...
Potrzebuję szafki do kuchni. Nie mieszczą mi się wszystkie graty do gotowania, kakao stoi smętnie i czeka na swoje miejsce. Trzeba się wybrać na zakupy i nabyć szafkę wiszącą (na stojącą już absolutnie nie ma miejsca).
wtorek, 20 września 2011
Bezpieczeństwo przede wszystkim
Wczoraj w całym bloku była kontrola instalacji gazowych i wentylacyjnych. Byłam w domu sama, B. jeszcze w pracy. Najpierw przyszedł pan od gazu, wyglądał jak miły wujek. Posprawdzał, czy gaz się nigdzie nie ulatnia i poszedł. Potem przyszli kominiarze. Dwaj. Jeden kolejny "miły wujek", a drugi może ze 26 lat, jedna połowa głowy ostrzyżona na max 1 cm, na drugiej włosy za ramiona (a w sumie za jedno ramię) i kolczyk w dolnej wardze. Z dzieciństwa inaczej pamiętam wygląd kominiarza... Koleś poprzykładał do kratek coś, co wyglądało jak wiatraczek od komputera na patyku (B. mówi, że wcale by się nie zdziwił jakby to naprawdę był wiatraczek od komputera) i sprawdzał, czy się kręci. Się kręci. W kuchni tylko trochę słabo, bo podobno zakurzona jakaś siatka w kratce. Mamy wyczyścić. Dodatkowo mamy wydłubać gazety, które poprzedni lokatorzy upchali w kanale wentylacyjnym w przedpokoju i wymienić rurę odprowadzającą spaliny z piecyka, bo jest nieszczelna. Panowie zalecili to po tym, jak im powiedziałam, że w wentylacji są gazety i rura radośnie lata na wszystkie strony. B. się spytał po powrocie, co w takim razie oni robią. Wychodzi na to, że niewiele.
Z kominiarzami to już drugie spotkanie w tym mieszkaniu. W niedzielę stoimy z B. w łazience, rozmawiamy, ja suszę włosy. Nagle słychać pukanie do drzwi. Patrzymy po sobie, nikt nikogo nie zapraszał, no ale nic. B. wyszedł z łazienki, ja zamknęłam się w niej, bo byłam w lekkim negliżu. Potem B. opowiedział, że otworzył drzwi, a tam kominiarz oparty o futrynę. Spojrzał na B. i poważnym tonem zapytał: Rodzice w domu? ... B. ma 24 lata... Tak to go rozbawiło, że aż dał kominiarzowi 5zł za kalendarz, który tamten mu wręczył.
Oboje wyglądamy młodo. Standardowo B. jest pytany o dowód przy kupowaniu piwa. Ostatnio pani w kasie przerzuca nasze zakupy, doszła do piwa, zmierzyła nas wzrokiem i podejrzliwie zapytała: A czy ja mogę to panu sprzedać? Krótka odpowiedź B. "Może pani" nie wystarczyła. Dowód skontrolowany. Chociaż już coraz częściej wystarczy, że przy podawaniu butelek błyśnie obrączką.
Od wczoraj kontrolujemy nasze wydatki. B. wyszperał w internecie stronę, na której można prowadzić budżet rodzinny. Wygląda to średnio (nie strona, tylko nasz budżet), ale damy radę.
Niedługo czekają nas mini wakacje, B. jedzie z pracy na konferencję do Paryża i tak to załatwiamy, żebym pojechała z nim. Jemu za wszystko praca zwróci, więc cały wyjazd będzie nas kosztował tyle, co mój lot i jedzenie, warto skorzystać. Zwłaszcza, że wiele muzeów paryskich wpuszcza za darmo mieszkańców UE, którzy nie skończyli jeszcze 26 lat. Tak więc B. na konferencjach, a ja cały dzień w Luwrze. Mamy nadzieję wjechać razem na Wieżę Eiffl'a, może w październiku kolejki nie będą tak zabójcze, jak w wakacje.
Z kominiarzami to już drugie spotkanie w tym mieszkaniu. W niedzielę stoimy z B. w łazience, rozmawiamy, ja suszę włosy. Nagle słychać pukanie do drzwi. Patrzymy po sobie, nikt nikogo nie zapraszał, no ale nic. B. wyszedł z łazienki, ja zamknęłam się w niej, bo byłam w lekkim negliżu. Potem B. opowiedział, że otworzył drzwi, a tam kominiarz oparty o futrynę. Spojrzał na B. i poważnym tonem zapytał: Rodzice w domu? ... B. ma 24 lata... Tak to go rozbawiło, że aż dał kominiarzowi 5zł za kalendarz, który tamten mu wręczył.
Oboje wyglądamy młodo. Standardowo B. jest pytany o dowód przy kupowaniu piwa. Ostatnio pani w kasie przerzuca nasze zakupy, doszła do piwa, zmierzyła nas wzrokiem i podejrzliwie zapytała: A czy ja mogę to panu sprzedać? Krótka odpowiedź B. "Może pani" nie wystarczyła. Dowód skontrolowany. Chociaż już coraz częściej wystarczy, że przy podawaniu butelek błyśnie obrączką.
Od wczoraj kontrolujemy nasze wydatki. B. wyszperał w internecie stronę, na której można prowadzić budżet rodzinny. Wygląda to średnio (nie strona, tylko nasz budżet), ale damy radę.
Niedługo czekają nas mini wakacje, B. jedzie z pracy na konferencję do Paryża i tak to załatwiamy, żebym pojechała z nim. Jemu za wszystko praca zwróci, więc cały wyjazd będzie nas kosztował tyle, co mój lot i jedzenie, warto skorzystać. Zwłaszcza, że wiele muzeów paryskich wpuszcza za darmo mieszkańców UE, którzy nie skończyli jeszcze 26 lat. Tak więc B. na konferencjach, a ja cały dzień w Luwrze. Mamy nadzieję wjechać razem na Wieżę Eiffl'a, może w październiku kolejki nie będą tak zabójcze, jak w wakacje.
środa, 7 września 2011
Zaczynam.
Pachnie truskawkami. We wrześniu już nie powinno, ale ja znalazłam ten zapach w sklepie na półce z balsamami do ciała. Jest oszałamiający. Piję jogurt pomarańcza z melisą i czekam na męża. B. wraca z delegacji. Ze znajomymi z pracy mieli jechać z Ukrainy przez Słowację i wszystko miało być pięknie. Za pięknie jak na nas. Zdziwiłabym się, gdyby nic się nie wydarzyło. Zepsuł im się bus, dwie godziny czekali na taki, który dowiezie ich do granicy polsko-słowackiej, a kolejne dwie na jakiś zastępczy do domu. Ma być w domu między północą a pierwszą, a ja liczę na to, że nie zasnę.
Za dwa dni miną dwa miesiące od naszego ślubu, od miesiąca wynajmujemy mieszkanie. Od od dwunastu godzin na mojej głowie nie ma już włosów za łopatki, pojawiła się grzywka, a włosy są do brody. Fryzjerka trzy razy mi długość przycinała, widziałam,że aż jej było szkoda ścinać takie długie włosy. Czas na zmiany nadszedł.
Za dwa dni miną dwa miesiące od naszego ślubu, od miesiąca wynajmujemy mieszkanie. Od od dwunastu godzin na mojej głowie nie ma już włosów za łopatki, pojawiła się grzywka, a włosy są do brody. Fryzjerka trzy razy mi długość przycinała, widziałam,że aż jej było szkoda ścinać takie długie włosy. Czas na zmiany nadszedł.
Subskrybuj:
Posty (Atom)